20 lutego 2012

Walentynki?!

Niedawno miał miejsce pewien bardzo sympatyczny dzionek. Mam na myśli tłusty czwartek oczywiście. Nonkonformizm również się ujawnił, symbolizowany przez duży tłusty kebab. Tłusty czwartek, czy w końcu słodki? Taka dygresja dla wszystkich. Pragnę jednak zauważyć, że więcej refleksji przyniósł inny dzień. Zaskoczył mnie w zasadzie tym, że istniał zazwyczaj w znacznie dłuższym odstępie od tłustego czwartku niż tegoroczne dwa dni.

Święto zakochanych, hucznie celebrowane przez naiwne związki. Imieniny Walentego, który jest raczej niespotykanym osobnikiem w dzisiejszych towarzystwach. Dlatego jestem skłonny osobiście postawić kilka piwek tym, którzy solenizantów znają. Chociaż z widzenia. Kilka okazałych Żubrów, czy bombonierek w kształcie serduszek? Sam już nie wiem.


Praktycznie każdy wspominał o miłości tegoż dnia, niejeden z różą w ręku biegł zaaferowany. Odniosłem nawet wrażenie, że cholernie spora liczba moich znajomych prędzej ustrzeliłaby w kalendarzu datę Walentynek niż Dnia Niepodległości. Bez rozpędu. A socjolodzy zapewniają, że Polacy nie przyjęli jeszcze święta w swoje zadufane progi. Chyba porównując z Ameryką. Ilość premier niedorobionych komedii romantycznych, corocznie zresztą wzrastająca, wszak nie kłamie. Niemniej, powróćmy do meritum. Do tematu miłości.

Moją postawę do kultury hip-hop nazwałbym bardziej obłędem, ale niech zostanie już miłość. Każdy dzień w jej towarzystwie. Nieustanne myśli. Zakonspirowane przed światem nagrania. Przy okazji pokora ujawniła tutaj swoje oblicze. Problem polega na tym, że słowa słowami, natomiast świadectwo świadectwem. Każdy przecież gwarantował swe poświęcenie dla niej, garści pełne wyrzeczeń oraz obsesję na jej punkcie. Słynny tytuł Commona właściwie byle krętacz mógłby sobie przywłaszczyć pod swój światopogląd. A kiedy pojawia się dziewczyna na horyzoncie, czerwony pantofel zostaje połknięty. Może to najlepsze rozwiązanie, czyż nie? Połknąć srebrzysty mikrofon przecież nie byłoby chwalebnie i korzystnie dla zdrowia. Wszystko wyszłoby w praniu.

Żarty żartami, ale zaryzykowałem swoją postawą. Podejrzenia – wywołane społeczną presją – o wyalienowanie, homoseksualizm, obłąkanie. A ja po prostu chciałbym sobie jedynie kupować płyty, słuchać podkładów i pisać teksty, jeździć na koncerty oraz jamy. Infantylizm? Przynajmniej nie rzucam słów na wiatr i stawiam na konsekwencję. Oni niech sobie zakładają rodziny, kupują samochody i bawią się w berka dla dobra konsumpcjonizmu. Przepraszam, dla dobra wartości. I owszem, moje plany mogą nie wyjść. Co będzie wówczas? Pozostanie widmo małżeństwa z brzydkim dziewczęciem, ponieważ najładniejsze nie będą wiecznie wyczekiwały na zdziecinniałych przystojniaków, aż dorosną. Ale czy tylko to może pozostać?

3 komentarze:

Rzuć okiem na najpopularniejsze wpisy...

...jeśli jeszcze nie widziałeś pozostałych!