2 lipca 2011

Koncert upamiętniający Magika - zagrałem w filmie!


Jeśli spytałbyś mnie o wizytówkę Sosnowca, z przebiegłym uśmiechem na ustach wskazałbym lokal z turecką jadłodajnią. Prawdopodobnie ktoś inny uparłby się przy pomniku Jana Kiepury lub Miejskim Domu Kultury Kazimierz, lecz jest to już kwestia opinii, wymieszanych zresztą jak korzenie niemalże większości mieszkańców. W przypadku Katowic sprawa wydawałaby się równie niejednoznaczna, lecz sądzę, że jednak Spodek byłby wymieniany najczęściej. Obiekt, którego stawiam na równi z egipskimi piramidami, oczywiście w aspekcie znikomego pochodzenia.

Nie widzę zaś w tym nic dziwnego, że pośród prestiżowych imprez kulturowych, sportowych, przełomowych czy siatkarskich, znalazło się również miejsce na widowisko żegnające pewien legendarny kolektyw. Twórczość owego zespołu miała powtórnie zabrzmieć 31 maja 2011r., a osobnikom mojego pokroju przyniosła niezapomniane wręcz wrażenia oraz pozwoliła zadebiutować na parkiecie Spodka po 22 latach od daty urodzin.


Afisze informowałyby, gdyby sprawa promocji nie została lekko zaniedbana, że tego dnia odbędzie się darmowy koncert upamiętniający jednego z członków Paktofoniki Magika. Wszelkie niuanse natomiast, rozeszły się pocztą pantoflową, trafiając do fanów nawet z najodleglejszych zakątków Polski. Mijane rejestracje samochodów nie miały prawa kłamać. Postanowiłem wziąć w tym udział, lecz w konsekwencji droga na miejsce była pełna pośpiesznych decyzji, wątpliwości i czworonożnej pogody. Koniec końców, dotarłem pełen wigoru i optymizmu…

Moje pierwsze wrażenie na widok kamer, kabli, klapsów i zamieszania, kilka chwil później potwierdził Rahim - jeden z występujących – gdy cały galimatias nazwał eventem. Przecież zupełnie inaczej wyglądają stricte muzyczne koncerty, racja?

Pomimo środka tygodnia, obserwatorów zjawiła się nadspodziewana ilość. Gdybyśmy spojrzeli przez pryzmat ujęć, odnieślibyśmy wrażenie, że nawet porównywalna do pożegnalnego koncertu, którego starano się właśnie odwzorować. Szczecińskie rejestracje właściwie mógłbym zaliczyć już pod objawy obłąkania, lecz możliwość usłyszenia na żywo dźwięków klasycznej Kinematografii, prawdopodobnie po raz ostatni w historii, usprawiedliwia wszystkie pomówienia.

Niezależnie od przebiegu wydarzeń, pod sceną zawsze był tłok. Sielankowo płynął sobie czas, który poprzedzał główną część programu. Ludziska rozmawiali, DJ rozgrzewał gramofony. Swoją drogą, usłyszeć Rób co chcesz pod blend z Re-fleksji Noona, podczas tej rozleniwionej atmosfery było dość przyjemnym uczuciem.

Zdjęcia filmowe generalnie były intrygujące. Pocieszna ekipa, sympatyczny reżyser. Doskonały kontakt z publiką. Kontakt wystawiony na cierpliwość. Szczególnie w sytuacjach, gdy pierwsze kręcenia w rzeczywistości okazywały się kolejną próbą przed głównymi ujęciami. Niestety do minusów musimy zaliczyć chyba brak doczytania regulaminu przez uczestników. Jak przecież inaczej nazywamy paranormalne zjawisko, że w kadrze widniała tylko garstka, a w porównaniu ze scenicznymi popisami Paktofoniki niemalże cała plantacja? Na szczęście żadne to utrudnienie dla dobra świetnej zabawy, znacznie zapadającej w pamięć. Chwile ulotne natomiast, chyba nigdy nie zasmakują jak przedtem w ustach statystującej publiczności, biorąc pod uwagę liczbę odgrywanych scen.

Początek pierwszego wyjścia Paktofoniki na scenę został przegapiony przez znaczną część publiki. Błędnie spekulujesz, że z pobudek ignorancji. Ogłoszono przerwę, większość - zmęczonej już kręceniem - publiki wyruszyła na papierosa, gdy na scenie właśnie rozbrzmiewały pierwsze tonacje Kinematografii. Niedopatrzenie z czyjejś strony?

Zgodnie z przypuszczeniami, usłyszeliśmy przekrój całej twórczości składu, obfity w praktycznie same szlagiery. Nie zabrakło także solowych produkcji na żywo oraz powrotów do pijanej powietrzem przeszłości. Dla pikanterii, na scenie pojawili się między innymi Gutek i GrubSon. Dostaliśmy również kilka scenicznych niedociągnięć, lecz w kontekście całości pozostały niezauważone.

Z pewnością pominąłem kilka rzeczy, odnośnie muzycznych zawirowań, ponieważ nie jestem bogiem. Jednakże najbardziej zapamiętałem wyczyny aktorskie i wszelkie ekscesy związane z tą branżą, gdyż była dla mnie swego rodzaju novum. Aktorzy odgrywający główne role okiełznali stres i bliźniaczo odzwierciedlili Rahima z Fokusem, którzy lata temu wystąpili na tej samej scenie. Nigdy zaś bym nie przypuszczał, że w pełni autorsko odegrają jakieś aranżacje. Obstawiałem niechlubne poruszanie się do playbacku. Z zadowoleniem wszakże oznajmiam, że popełniłem błąd. A przyznaję, że należałem do sprzymierzeńców wybranych kandydatów. Przede wszystkim z powodu braku podobieństwa.

Dzisiaj natomiast wiem, że w kinie nie odróżnię ich od pierwowzorów. Szczególnie Fokusa. Uwierzę w wykorzystanie archiwalnych nagrań, jeśli nie stanę się naocznym świadkiem wydarzeń. Wykapane katharsis. Dodatkowo osobistym zaskoczeniem w obsadzie jest dla mnie, grający zazwyczaj czarne charaktery, Przemysław Bluszcz (filmowo ojciec Magika) oraz Arkadiusz Jakubik, wręczający zespołowi złotą płytę.

Film, którego premiery wyczekuję jak niczego na świecie, nie przejdzie obojętnie. W środowisku odliczanie trwa od dawna (notabene pierwszy polski film fabularny o tematyce rap). Reżyser ugryzł temat współczesnego zespołu muzycznego, więc wzbudzi również zainteresowanie malkontentów i przeciwników. A ja równocześnie wzbogaciłem się o nowe doświadczenie. Gdybym wtedy jednak zdecydował się odpuścić Spodek, czułbym nieodżałowane mrowienie w łokciach chyba do rzekomego końca świata. Poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rzuć okiem na najpopularniejsze wpisy...

...jeśli jeszcze nie widziałeś pozostałych!